Tak mi ta koronka ciążyła w torebce od dłuższego czasu, a kupiona wczoraj trawa morska już zaczynała robić to samo:) Zrobiłam więc kwietnik dla bluszczyka, który cierpiał na półeczce z dala od słońca i patyczaka, którego ograniczały ścianki słupka. Freedom 4 everyone!
A to kaktus kupiony przez męża 'na zgodę', niech się dobrze chowa:)
No i sesja moich świeczników lawendowych ukończonych w końcu..
Szczerze - jak na początki deco - jestem zadowolona:) Chyba docelowo pojedzie do Grodziska:)
Szczerze - jak na początki deco - jestem zadowolona:) Chyba docelowo pojedzie do Grodziska:)
Kochanie, czy pamiętasz jeszcze swoje 'rozterki' związane z decyzją zajęcia się decoupage na 'długie zimowe wieczory' :) Jeśli moje poparcie choćby w najmiejszym stopniu wpłynęło na Twoją decyzję, to jestem z nas dumna.
OdpowiedzUsuńŚwieczniki rewelacyjne - z pewnością lawendowa mama się z nich ucieszy ;)
Tablica korkowa - jak najbardziej moja linia :)
a koszyczek na kwiatki jest kwintesencją tego jak bardzo nasze gusta i spojrzenie na wiele rzeczy się pokrywają.
Zrobić 'coś' z 'niczego' to jest dopiero coś!!!
W myśl zasady:
"A good home must be nade, not bought"
Laski (nawet tak pokręcone jak my) górą!!!!!!
"A good home must be made, not bought" - oczywista :)
OdpowiedzUsuń