Ostateczne "zepsucie się smoka" zostało zaplanowane na początek lutego, a konkretnie na jeden z dni po naszym powrocie z wyjazdu w góry. Wróciliśmy w sobotę wieczorem, a w niedzielę rano.. smoczek był już zepsuty (...) Wcześniej analizowałam różne opcje: smoczek się zgubił (poszukiwania zapewne nie miałyby końca...), gorzki paluszek )potrafiłam sobie wyobrazić, że gorzki smak zostałby zaakceptowany! ), wybrałam opcję: nionio się zepsuł:)
Gumowy dydolek został ucięty blisko nasady i położony gdzieś w widocznym miejscu.
Za chwil kilka został mi przyniesiony i wręczony ze "słowami": O ooooo.
Na co ja odpowiedziałam: widzisz Tolusiu, podczas naszego wyjazdu tak urosłaś, że jesteś dla smoczka już za duża i pewnie dlatego się zepsuł (...).
***
I tak właśnie minął tydzień czasu bez smoka:)
***
Tosia jest spokojniejsza, więcej mówi, jest znacznie bardziej komunikatywna, więcej się śmieje.
***
Nie ma już niestety "zatyczki" którą można było zapodać podczas ataku złości, jednak co nas nie zabije to nas wzmocni!
PS. Podczas tego weekendu przeprowadziliśmy kolejną rewolucję, ale o tym w jednym z kolejnych postów!
Życzymy powodzenia wszystkim przygotowującym się do odsmoczkowania!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz