Jesteśmy "sokowi" odkąd pamiętam.
Ba, mam nawet na to mały dowód w postaci posta ze stycznia 2011: TU :D
Wcześniej jechaliśmy na wyciskarce do owoców, teraz przy dzieciakach przerzuciliśmy się na sokowirówkę. Sok przygotowuję zazwyczaj z Szymkiem, J po całym dniu spędzonym na kuchni w pracy woli trzymać się z daleka od tego typu zabaw;)
Gdy wyciągam siaty 'marchewkowe' Sz pieje z zachwytu, przytarabania krzesło z pokoju i krzyczy, że Nianio robi kompot;)
Składniki:
- 2 kg marchwi (najlepsza od rolnika, niepłukana - posiadająca więcej soku i mniej wysuszona)
- 3 kg jabłek (przy zakupie zawsze proszę o takie na sok, żeby były soczyste i miały wyrazity smak)
- ... buraki, tyle ile uda się przemyć, żeby dzieciaki nie wyczuły że jest jednym z głównych składników; ja daję powiedzmy 2 duże. Zawsze trochę żelaza wpadnie, jak by nie patrzeć
- jeśli sok pijemy we trójkę to domiksowuję jeszcze blenderem banany (sokowirówka nasza od razu wywala je uznając, że to odpad;)) Dla Tosi sok odlewam i podgotowuję na minimalnej ilości wody starte na tarce jabłko aby po zmiksowaniu całości konsystencja była papkowata a nie płynna (cóż, przyjmowanie płynów nie należy do najmilszych dla niej czynności - póki co)
Najmilsza chwila: degustacja.
Okrutna chwila prawdy: jak z reklamy płynu do mycia naczyń, kiedy kobitka po obiedzie liczy na pomoc któregoś z domowników przy sprzątaniu a oni znikają hahahahha
Polecamy!
Pyyycha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz